Asha poszła do jaskini na Lwiej Skale i poszła spać. Rano obudziła się i przywidziało jej się, że widzi Leah. Zaczęła do niej biec i uderzyła się w głowę. Zemdlała na chwilkę. Znalazł ją Koda i razem poszli nad przepaść, z której spadła Leah. Razem ją też wspominali. Koda nigdy sobie tego nie wybaczy. Mógł zostać z siostrami, zamiast iść w nieznane z kolegami.
-Przepraszam...
-Ohh...Co się stało to się nie odstanie...
-Prze-prze...przepra....przepraszam...
-Nie płacz Koda, to nie twoja wina.
-Moja...Moja wina!
-Nie twoja!-zaprzeczyła Asha.
-Nie zmyślaj, dobrze wiesz, że to moja wina. I teraz Leah nie żyje!
-Ale...-Koda poszedł nad wodopój, a Asha została.-Muszę ją znaleźć! Na pewno żyje...-mówiła sobie w myślach. Poszła do Kiona.
-O, cześć...-powitał siostrę Kion.
-Cześć Kion, słyszałeś, że Leah...
-Tak, słyszałem. Szkoda jej...
-No, i ja chcę ją znaleźć!
-CO?! Przecież ona...
-A skąd wiesz? :(
-Eehh, bo wiesz zwykle jak się spada z kanionu, to się umiera...
-Nie gadaj!
-Myślisz, że z Tobą pujdę?
-T..t...no....ee...yyyhh...uhhh.....
-Nie ma mowy! Ja mam całą Lwią Ziemię na głowie! Zapomniałaś?
-Ale...
-Nie, nie! Znajdź sobie innego towarzysza. Nara! Mam obowiązki.-Kion poszedł.
-ALE CZEKAJ!!!-lecz on poszedł i już go nie było. Asha postanowiła pójść sama. Gdy była noc nawet nie zmrużyła oka. Rano nie wyspana wstała i obudziła się obok kanionu. Spojrzała w dół i krzyknęła: ,,LEAH!!!!!!!!" Lecz odpowiedziało jej echo. Słyszała jakieś dziwne dźwięki, jak chrobot, albo drapanie. Postanowiła zejść na dół. Poszła wzdłuż kanionu, który prowadzi do rzeki. Pod kanionem był korytarz obok rzeki w nim, więc Asha nim poszła spotkała wiele jaskiń. Nie zauważyła, że dotarła do miejsca w którym spadła Leah. Widziała plamę czarnej wyschniętej krwi. Lecz nie było ciała. Możliwe, że Leah żyje! Obok plamy był szlaczek prowadzący do jednej z jaskiń. Asha zaczęła wołać imię siostry, lecz nikt nie odpowiadał. Weszła do środka, ale nikogo tam nie było. Ślady się skończyły, więc nie wiedziała co robić. Wyszła z kanionu na sawannę. I poszła w nieznane do kąt łapy ją prowadziły.
szkoda mi Leach ale rozdział super
OdpowiedzUsuń