czwartek, 27 listopada 2014

Rozdział 15: Shawn powraca.

W krzakach siedział Shawn. Cichutko jak mysz pod miotłą. usłyszał, że Kopa i Vitani mają dwoje dzieci. Był wściekły. Postanowił się zemścić. Uciekł. Jutro rano Leah i Asha wyszły się pobawić.
-Hej! Asha, nie złapiesz mnie jak zwykle!
-Jasne, zawszę cię złapię!
-Już to widzę!!!
-Zaraz cię złapię! Choć tu!!
-Wraaar!
-Wroor!-Asha wskoczyła na plecy Leah i zaczęły się turlać po łące.
-Ahh!
-AAaaa!!!! Asha!!!!
-No co?
-Ała, uważaj troszkę!
-Eee tam-i zaczęły się bawić dalej. Leah ugryzła przez przypadek Ashę w ogon.
-AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA!!!!!!!!!
-Oj...
-Oszalałaś?!
-Coś za coś. Hahahhahahah..
-He, he hee... Bardzo śmieszne.
-Oko za oko, ząb za ząb!!-po powiedzeniu tych słów jakiś lew skoczył na Leah. Zaczęła głośno piszczeć i krzyczeć. Asha próbowała ją bronić lecz oberwała łapą. Zemdlała. Leah nie miała jak się bronić. Podrapała lwa najmocniej jak umiała, lecz  mu i tak nic nie zrobiła. Lew chciał zabić Leah. Asha w kluczowym momencie ocknęła się i rzuciła na lwa. Ugryzła go w ucho. Zaczęła mu silnie lecieć krew lecz on od ruchem złapał ją łapą za ucho niestety ucierpiała. Wkurzył się na lwiczkę. Zostawił Leah i zaczął ryczeć na Ashe. Leah ledwo żywa wołała o pomoc. lecz były tam tylko zwierzęta, które wolały się trzymać z daleka on nich i uciekać. Lew podrapał Ashe po po plecach, ona zaś zahaczyła o jego łapę i nie mogła się odczepić. Jemu znów zaczęła lecieć krew i Asha była cała w krwi. Ze straszliwej złości złapał Ashę za kark u rzucił jak najdalej i bił łapami. Leah zaczęła bardzo głośno płakać i wołać. Gdy Asha wyglądała jak nieżywa zobaczył uciekającą Leah. Zaczął ją gonić, dogonił ją bardzo szybko, gdyż była cała obolała. Również ją złapał za kark i wyrzucił w krzaki. Zaryczał bardzo głośno i uciekł. Leah przeczołgała się do Ashy. Niestety...
-AAAAAASHAAAAAAAAAAA!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!-ona nie odpowiadała. Zaczęła krzyczeć i płakać ze smutku. Po zebraniu sił uciekła na Lwią Skałę. Zaczęła wszystkim mówić o tym co się stało. Pierwszą osobą którą spotkała była Vitani. Przytuliła lwiczkę, i powiedziała że tego tak nie zostawi. Wiedziała, że to Shawn. Gdy Koda się o tym dowiedział nie mógł powstrzymać łez.
-TO WSZYSTKO MOJA WINA! JESTEM NAJGORSZYM BRATEM NA ŚWIECIE! JA POWINIENEM TERAZ UMRZEĆ!!!!!!!!!!!
-Koda....-Kiara się rozpłakała.
-Proszę, nie płacz.- przytulił syna Kovu.
-ALE.....JA.......-zaczął szlochać.



-Koda to nie twoja wina....Również nie moja....-powiedziała Leah.
-To moja wina!-powiedziała Vitani.
-Co?!-Kiara się zdziwiła.
-To był Shawn, on...on chciał się zemścić.
-Kto?
-Shawn. Wytłumaczę ci przy okazji. Kovu znalazł Ashę na sawannie.







Wieczorem Leah poszła na czubek Lwiej Skały.
-jak to się mogło stać? Kto tak nas nienawidzi? Przecież my nic nie...









Nazajutrz. Kovu położył ciało Ashy w jej ulubionym miejscu, gdzie bardzo lubiała przebywać. Usłyszał głos Kiary, i na chwilkę zostawił. Nagle stało się coś dziwnego. Serce Ashy zaczęło bić, i zaczęła oddychać.
-*kaszle* *głośno oddycha*-nie mogła wydać z siebie głosu, ponieważ była bardzo zmęczona i nie wiedziała gdzie jest. Otworzyła szeroko oczy i zamknęła. Bardzo ją raziło światło. Po chwili się przyzwyczaiła i wydała z siebie głos:
-Szy...ktoś tuuajj...jeest...?-wyszeptała niezrozumiałym głosem. Na szczęście jej anioł stróż królowa Uru ją broniła. Uru to matka Skazy i Mufasy.











CDN :* 

niedziela, 23 listopada 2014

Rozdział 14: Nowy początek

Po jakimś czasie Vitani znów zaczęła się źle czuć. Zdawało jej się, że znowu jest w ciąży. Było coraz gorzej.
-AAHH...Co jest?!
-Czy wszystko w porządku?
-A WIDAĆ ŻEBY BYŁO W PORZĄDKU?!
-Eee...Nie...
-No właśnie!!! Tak mnie strasznie boli brzuch!!!
-Biegnę po pomoc. Zaraz przyjdę!
-Dobra,...Ała...-po pięciu minutach zjawił się Rafiki. Zbadał lwice i powiedział, że jest w ciąży. Vitani była zaskoczona. Miała już jednego bobasa i  teraz będzie miała więcej.


-Nasza córeczka będzie miała rodzeństwo!-powiedział Kopa.
-Tak, najwyraźniej..-Za miesiąc Vitani zaczęła rodzić. Bardzo źle to zniosła. Miała wrażenie, że rodzi dwa na raz, lecz to był tylko jeden.
-Ałaa! Aaaaałłłł!!!
-Wytrzymaj!
-AaaaaaaaaAaAaAa!!!!
-Rafiki pospiesz się....
-Staram się!-Rafiki po chwili miał małe lwiątko.
-OH,  oh....ahh..Jakie słodkie!
-To chłopiec!
-Co? Chłopiec? Ja mam syna!-ucieszył się Kopa.
-Nazwiemy go...Lavi!
-Dobrze, prześliczne imię! Trzeba wszystkim to przekazać. Kopa biegał po całej Lwiej Skale i mówił o swoim synu.
-Wujku! Lavi jest słodziutki!-powiedziała Asha.
-Dziękuję.
-Ale sweet bobasek!-zachwycała się Leah.
-Nawet, nawet fajny!-powiedział Koda.
-Ehh..Nie ma się czym zachwycać...-zdenerwował się Kion.
-Kiara! Widziałaś mojego syna?
-Nie, gdzie on jest?
Kopa zaprowadził swoją siostrę go groty.
-Ohh jaki słodki synek! Tak jak Koda.
-Mamo, nie rób mi przypału...-zawstydził się Koda.
-Hahahhahah!!!-wszyscy zaczęli się śmiać.

sobota, 22 listopada 2014

Rozdział 13: Zabawa w chowanego.

Rano Bora i Koda bawili się w chowanego. Liczył Koda.
-1, 2, 3, 4...
-Hihihihih, nigdy mnie tam nie znajdzie!-szeptała w biegu Bora.
-...10, 11, 12, 13...
-Hmm..-pobiegła dalej. Schowała się za gęstymi drzewami.
-...21, 22, 23, 24, 25, 26, 27, 28, 29..30!!! SZUKAM!!!!-Koda zaczął pilnie szukać, lecz nie mógł znaleźć, myślał, że to gdzieś w okolicy. Myślał, że całą zna. Lecz nie mógł znaleźć  koleżanki.
-Bora! Gdzie ty..?-Koda udawał, że się poddaje-idę sobie!-lecz poszedł za zapachem. Dotarł pod drzewa. Stał za nimi. Przecież tuż koło niego była Bora!

Obejrzał się i sobie poszedł. Bora zauważyła to. I cichutko za nim szła. Koda dotarł do Lwiej Skały i dalej jej szukał. Bora się w myślach bardzo głośno śmiała.
-hihih,,,hihihi..
-Co to?-Koda się zorientował.
-heheheh.....
-Hę?
-hihihihiihihihhhhahahhaheheheh.......HAHAH HAH HEHEH!!!!-Bora wybuchła śmiechem.
-HA! Znalazłem cię!
-Sama tu przyszłam,  bo nie widziałeś mnie za drzewami!
-Byłaś tam?
-No...Raczej..
-Co...Ale...Jak to..??
-Bardzo się rozglądałeś, Koda...
-Eee.....
-To nic, to było taakie śmieszne.
Koda się znów zawstydził.
I poszli razem pod Lwią Skałę.

Rozdział 12: Biała lwiczka.

Następnego dnia  Koda wędrował wraz z kolegami Sefu, Adofo i Malą. Nagle Koda zauważył coś. Był to pędzelek na czubku ogona jakiegoś lwa. Nagle ogon się schował. Koda postanowił sprawdzić co się dzieje. Nikogo za krzakami nie było. Najwyraźniej uciekło. Zrobił się hałas w innym miejscu i zaczął się oddalać...
-Hej! Jest tam kto?-krzyczał Koda.
-Do kogo mówisz?-spytał Adofo.
-Do...Tam ktoś jest!
-Gdzie?
-No tam!
-Gdzie?
-Nie widzisz, o tam, w krzakach!-wyjaśnił Koda.
-Aaa..ee...Tam nic nie ma.
-Jak nie jak tak? Tam są jakieś hałasy widziałem czyjś ogon!
-Koda, nie wygłupiaj się!-zawołała Kodę Mala.
Wszyscy poszli, lecz Koda został. Zaczął iść za śladami, które zostawiało to coś. Zaczą za nim biec i to cos tez zaczeło biec. nagle zapędził je w ślepy zaułek i nie miało jak uciec. Koda zobaczył, że...
-HEJ! Kim jesteś?!
-Eee...Ja...
-No śmiało! Jestem Koda!
-A ja Bora.
-Czemu uciekałaś?
-Bo mnie goniłeś.
-Jak to możliwe....Że....Ty.....J...Jesteś...B...b...Biała?!?!!!???
-Co? To normalne. nie jestem z tond.
-Co...
-No co? Dziwi cię to? A ty skąd jesteś?
-Ja...Ja jestem z Lwiej Ziemi. Mieszkam na Lwiej Skale o tam...-wskazał pazurem.
-Ahh..Widać ją z kilometra...
-Nawet dalej....
-To ja...Pójdę...
-Czekaj! Gdzie twoi rodzice!?
-Nie, ja...ja...nie...nie mam rodziców...

-Co? Ale..
-No, jak byłam mała to miałam mamę, lecz nie wiem co się stało z tatą. Potem jak byłam starsza nagle mama zniknęła. I nauczyłam się żyć sama. I przyszłam tutaj, bo tam  grasuje jakiś zły lew.
-Nie masz stada?
-Nie.
-A...Nawet..rodzeństwo...Nie masz rodzeństwa?
-Nie, przykro mi.
-Może, może...Zamieszkasz w moim stadzie?
-Jesteś miły, ale...
-No co? Zapoznam cię ze wszystkimi!
-Ja..Ale...To nie dla mnie...Bo.. Ktoś zaraz będzie chciał mnie przygarnąć...Albo...Mnie nie zechcą, bo...bo jestem...inna....
-Ale ty też jesteś lwem!
-Ale ja jestem..
-To co z tego, że jesteś biała? Ten kto ciebie nie polubi to świadczy tylko o nim!
-Jesteś bardzo miły.-podziękowała Bora.
-To co?
-Dobra, zobaczymy. No to..W drogę!-uśmiechnęła się lwiczka.
-Heheh....-zawstydził się Koda.
Koda oprowadził Borę po całej ziemi. Pokazał jej czubek Lwiej Skały, Leah, Ashę, Kiona, Malę, Adofo, Sefu, Timona, Pumbę, rodziców i całą resztę. Pod wieczór pokazał jej wodopój. Usiedli na chwilkę.
-Ahh..Ta Ziemia jest taka piękna...-powiedziała Bora.
-Tak...-nagle Kodzie się coś wypsnęło-..tak jak ty...
-Co?-zdziwiła się lwiczka.
-Eee...Ja...Co?
-Ha, ha!-zaśmiała się i uśmiechnęła do Kody.
-Ee...I co...-zawstydził się.
-Fajny jesteś, i śmieszny haha!
-Ee..Ty też :p






Rozdział 11: Szczęśliwe zakończenie.

Wieczorem Kopa wyszedł na Lwią Skałę by zaczerpnąć świeżego powietrza. Wszyscy już spali. Kopie zechciało się pić, więc zszedł nad wodopój. Zaczął pić wodę, gdy powiał na niego zimny wiatr. Lecz Kopa pił dalej, chociaż było mu zimno. Nagle coś zaczęło się ruszać. Kopa spojrzał za siebie, lecz nic tam nie było. Zaczął pić dalej, i zbierać się do powrotu. Ale nagle zaskoczył go od tyłu Shawn. Wepchną go do wody i zaczął topić przytrzymując łapę na jego karku.
-Aha!! Teraz zapłacisz za to!-powiedział.
Kopa się dusił. Na szczęście udało mu się uwolnić. Zaczął na niego ryczeć i wskoczył mu na plecy i  gryzł.
-WROORR!!!!
-Wrooarrr!!!!
Kopa oberwał w oko. Upadł na trawę. Shawn wbił mu pazury w brzuch.
-AAAAHHH!!!!
-HHAHA! Trzeba było się poddać!
Kopa kopną go prosto w brzuch i wstał. Zaryczeli obydwa i rzucili się na siebie. Shawn walną Kopę w głowę, a Kopa ugryzł go w plecy. Kopa dał cios na jego bliznę, i zaczęła mu strasznie lecieć krew. Shawn powoli nie dawał rady, walczył ostatkami sił, Kopa również. Nasz król ostatecznie zwyciężył bitwę.
-Ahh....Jeszcze....T...tego.....poża.....łu.....jesz...pożałujesz!-i pobiegł w kierunku Złej Ziemi.
-Nie wracaj tu!!!!!-krzykną Kopa i poszedł powoli do domu. Obudził się cały w siniakach i ranach. Vitani bardzo się o niego martwiła. Postanowiła się pilnować przed Shawnem i przestała go już całkiem lubić. Gdy Kopa wyzdrowiał zaczęły się dla wszystkich leprze czasy. Po trzech miesiącach urodziła im się słodka córeczka.

czwartek, 20 listopada 2014

Rozdział 10: Konflikty.

Po odnaleziemiu Leah Vitani poszła nad wodopój. Piła wodę, lecz po chwili przestała, przyszedł do niej Kopa i rozmawiali. Nagle usłyszeli, że ktoś idzie. Lecz nawet się nie odwrócili, byli zbyt zajęci rozmową. Nagle wyskoczył dziwny podrapany lew bez kawałka ucha.
-WROOOAARR!!!!-zaryczał.
-Kim ty jesteś? Co robisz? Czy ty sobie jakieś żarty robisz?!- nakrzyczał na niego Kopa.
-Vitani? To ty?-popatrzył się na lwicę lew.
-Kim ty..?
-To ja, Shawn! Nie pamiętasz?
-Co?-zdziwił się Kopa.
-Shawn? Skąd ty się tu wziąłeś!
-Ehh..Szukałem cię od dawna. Nie wiedziałem, że mieszkasz na Lwiej Ziemi. A to kto?
-To Kopa, mój mąż.
-CO?! Jakto mąż?!
-Zdziwiony? czego chcesz?!-Kopa się zdenerwował.
-Ja....
-Kopa! To mój przyjaciel z dzieciństwa. Jak zaginąłeś i myśleli, że nie żyjesz, to znalazłam sobie kolegę...I się polubiliśmy. Lecz Shawn również znikną. Nie długo potem dorosłam, dołączyliśmy razem ze stadem do Simby i się pojawiłeś, Kopa.
-Tak, Vitani. Nadal na ciebię lecę!
-EJ TY!-krzykną Kopa.
-Daj już spokój....Ja mam męża.
-Proszę, przecież mnie kochasz bardziej!
-NIE! Ja zostaję z Kopą! Ilu można mieć takich, co się w tobie podkochują!
-Co? Vitani? Kto się w tobie podkochuje?
-Ehh...Wstyd przyznać...Kion.
-CO!!!???? Ten mały bachor....
-Błagam, nie zrób chociaż bratu krzywdy!
-Grrr.....Zrobię z nim porządek...I z tobą też, Shawn!!!
-WROOAR!!
-WRRRR!!!
Dwa lwy zaczęły się atakować. Vitani się rozpłakała i nie wiedziała co zrobić. Zaczęła ich rozdzielać, lecz to nic nie dało. Kopa został bardzo ranny, Shawn również. Oboje opadali z sił. udało się Shawnowi uciec. Kopa został.
-KOPA!! Co ci odbiło?!
-Przepraszam..Musiałem z nim zrobić porządek!
-JESZCZE TU WRÓCĘ!! -krzyczał z daleka Shawn.
-Ojej, co ty narobiłeś, Kopa?!
-Spokojnie, obronię cię, przed nim.
-Ja się go nie....Może jednak trochę boję...
-Ja cię nie zostawię, przyrzekam.
Nazajutrz Shawn się nie pokazywał. Zaś małe lwiątka poszły się bawić.
-haha! Koda! Złap mnie!-drażniła brata Leah.
-Zaraz to zrobię! Heh...
-Nie! Najpierw mnie złap!-powiedziała Asha.
-Ale..
-No dalej! Łap mnie!-krzyknęła Leah.
-Eeee...-Koda już nie wiedział co robić.
-No dawaj!-krzyknęła Asha.
-WRAAAARR!!!-przybiegł Kion i staną na kamieniu.
-Nie strasz nas tak więcej, Kion!-drygnęła Asha.
-Ehh, nie mogłem pozwolić, żebyście marnowali czas na takie głupoty...
-Bo ty niby teraz nie masz co robić?-zapytał Koda.
-Mam, ale zrobiłem sobie przerwę :p
-Idź strzec Lwiej Ziemi! Bo to twój obowiązek!
-Myślisz, że spędzam na tym cały dzień?!
-No tak. Bo w każdej chwili może się coś stać.-powiedział Koda.
-Nie, nie ... Ja mam też inne sprawy.....
-Na przykład jakie?-zapytała Leah.
-No...-Kion się zawiesił.

sobota, 15 listopada 2014

Rozdział 9: Poszukiwania.

Zapadła noc. Kovu wyszedł na chwilę na czubek Lwiej Skały i zobaczył coś dziwnego podążającego w kierunku Skały. Pomyślał: ,,Kto to?" Po chwili okazało się, że to tylko gepard. A Kovu miał już nadzieję, że to Leah. Gepard zaczął wołać lwa.
-Hej!! Jest tam kto?!
-Czego chcesz?
-Potrzebujemy pomocy! Jakiś lew chyba od was robi spustoszenie na sawannie!
-Że co? Ale.. Wszyscy śpią!
-Królu, zobacz!
-Ja...Nie...Nie jestem królem. Królem jest Kopa.
-Tak? Nie wiedziałem. Myślałem, że ty....
-No nie. Pokaż mi tego lwa.-gepard zaprowadził Kovu pod wodopój, wszystko było zniszczone, drzewa miały powyrywane gałęzie, wszędzie były kałuże, i poszarpana trawa oraz krzaki, zdechłe gryzonie i ptaki.
-Widzisz? Trzeba z nim coś zrobić!
-Widziałeś go?
-Widziałem. Wygląda jakby był złoty, i miał brązową grzywę.
-Co? To nie może być...
-O ci chodzi?
-Simba.....
-Simba? Stary król Lwiej Ziemi! To może być on! Wygląda podobnie!
-Nie zmyślasz?
-Jakbym zmyślał, to bym nie miał takiej poważnej miny.
-Dobrze, jutro się tym zajmę, teraz idę do Lwiej Skały. Kovu po powrocie zorientował się, że od dawna nie widział Ashy.
-Asha! Asha! Gdzie jesteś?-Ashy nie była od dawna. Błąka się po sawannie. Tym czasem ona nie zdając sobie z tego sprawy dotarła do dżungli.
-Hej, gdzie jestem? Co ta za głosy?-nagle przybiegła jakaś surykatka i ją powitała zaprowadziła ją do innych. A tam siedziała leniwie Leah.
-LEAH!!!!!
-ASHA!!!!!
-Tak się cieszę!
-Nie widziałam cię siostra od tak bardzo dawna!
-Czemu tu jesteś?
-Bo...Kręciło mi się w głowie i dotarłam tutaj. Surykatki mnie opatrzyły.
-O! Mama Timona!
-Dzień dobry.
-Dzień dobry!
-A co tu robisz? To ta twoja siostra?-zapytała mama Timona.
-Tak to moja siostra, chyba się zbieramy do domu.
-No dobrze, nie trzeba was podprowadzić?
-Nie, nie trzeba!
-Do widzenia!
-Do widzenia!
I dwie małe lwiczki poszły do domu.
-Mamo, tato! Zgadnijcie kto przyszedł!
-Asha!
-Mama!
-Leah!
-Tata!
-A gdzie Koda?-spytała Leah.
-O tam siedzi.
-Koda jestem!-zawołała Leah.
-Leah? Czy mi się tylko zdaję?
-To ja na prawdę!
-Leah! Co? Jak to możliwe, że żyjesz?!
-Dłuuga historia..He, he, he!
Wszyscy zaczęli biegać po całej Lwiej Skale i mówić o tym, że Leah wrócił i jest cała i zdrowa.

Rozdział 8: Czyżby koniec?

Asha poszła do jaskini na Lwiej Skale i poszła spać. Rano obudziła się i przywidziało jej się, że widzi Leah. Zaczęła do niej biec i uderzyła się w głowę. Zemdlała na chwilkę. Znalazł ją Koda i razem poszli nad przepaść, z której spadła Leah. Razem ją też wspominali. Koda nigdy sobie tego nie wybaczy. Mógł zostać z siostrami, zamiast iść w nieznane z kolegami.
-Przepraszam...
-Ohh...Co się stało to się nie odstanie...
-Prze-prze...przepra....przepraszam...
-Nie płacz Koda, to nie twoja wina.
-Moja...Moja wina!
-Nie twoja!-zaprzeczyła Asha.
-Nie zmyślaj, dobrze wiesz, że to moja wina. I teraz Leah nie żyje!
-Ale...-Koda poszedł nad wodopój, a Asha została.-Muszę ją znaleźć! Na pewno żyje...-mówiła sobie w myślach. Poszła do Kiona.
-O, cześć...-powitał siostrę Kion.
-Cześć Kion, słyszałeś, że Leah...
-Tak, słyszałem. Szkoda jej...
-No, i ja chcę ją znaleźć!
-CO?! Przecież ona...
-A skąd wiesz? :(
-Eehh, bo wiesz zwykle jak się spada z kanionu, to się umiera...
-Nie gadaj!
-Myślisz, że z Tobą pujdę?
-T..t...no....ee...yyyhh...uhhh.....
-Nie ma mowy! Ja mam całą Lwią Ziemię na głowie! Zapomniałaś?
-Ale...
-Nie, nie! Znajdź sobie innego towarzysza. Nara! Mam  obowiązki.-Kion poszedł.
-ALE CZEKAJ!!!-lecz on poszedł i już go nie było. Asha postanowiła pójść sama. Gdy była noc nawet nie zmrużyła oka. Rano nie wyspana wstała i obudziła się obok kanionu. Spojrzała w dół i krzyknęła: ,,LEAH!!!!!!!!" Lecz odpowiedziało jej echo. Słyszała jakieś dziwne dźwięki, jak chrobot, albo drapanie. Postanowiła zejść na dół. Poszła wzdłuż kanionu, który prowadzi do rzeki. Pod kanionem był korytarz obok rzeki w nim, więc Asha nim poszła spotkała wiele jaskiń. Nie zauważyła, że dotarła do miejsca w którym spadła Leah. Widziała plamę czarnej wyschniętej krwi. Lecz nie było ciała. Możliwe, że Leah żyje! Obok plamy był szlaczek prowadzący do jednej z jaskiń. Asha zaczęła wołać imię siostry, lecz nikt nie odpowiadał. Weszła do środka, ale nikogo tam nie było. Ślady się skończyły, więc nie wiedziała co robić. Wyszła z kanionu na sawannę. I poszła w nieznane do kąt łapy ją prowadziły.

poniedziałek, 10 listopada 2014

Rozdział 7: Przygoda Kody.

-Leah! Pospiesz się, bo ci uciekną! :D
-Nie, mamo! Ja bardzo szybko biegam!
-Tak, tak...najszybciej na świecie.
-Pa mamo!
-Pa, pa!
Leah dotarła do rodzeństwa i się z nimi bawiła, również z innymi lwami. Koledzy Kody powiedzieli, że idą. Koda chciał iść z nimi.
-Koda! Zostań z nami!-poprosiła Asha.
-Właśnie! Będzie nuuda!
Lecz Koda się popatrzył...
-Co za typ! Woli się z nimi bawić niż z nami! Co to jest za brat???!!!!
-No właśnie, Asha! Mam na niego focha!
-I..i myśli, ze jest bezkarny!
-No!
-Chodźmy z tond! Nie życzę mu najlepszej zabawy!-powiedziała Asha.
Potem Asha i Leah poszły poszukać Kody, bo się o niego martwiły. Zobaczyły jego ślady i po nich poszły. Spotkały jego przyjaciół, którzy też go szukają. Nagle usłyszeli krzyk, i zaczął padać deszcz.
-Oh! To krzyk Kody! Tamtędy!!!
Lwiątka pobiegły.
-KOOOODAAA!!!!!!
-AAAAAASHAAAA!!!!!
-Musimy go ratować, Asha! Musze zejść!
-Nie! To zbyt niebezpieczne!
-A co? Chcesz się teraz wracać?
-Trzeba mu coś podać! Daj długi kij albo lianę!
-Gdzie?!
-Masz!-podał lewek.
-Muszę zejść, bo nie dosięga.
-nie! AAAHHH!
-AAAAAAAHHH AAAA!!!
Nagle Leah spadła za Kodę, lecz udało jej się czegoś złapać.
-LEAH!! CO TY ZROBIŁAŚ?!
-TO TY!!!! AAAHHH!!!
-Dziewczyny i kto nas uratuje? Gdzie chłopaki!??
-Tu jestem!
-Czekajcie...YYYYYHHHH uuuuhhhh!!- Leah przytrzymała długi kij, który utrzymywał Kodę.-NIE DAM RADY AAAAAAAAAA!!!!!
-Dasz radę!!! Proszę!!!!!
-Nieee...!!!!!aaaaaaa...AAAA!!!!
-Jeszcze trochę! Asha wytrzymaj prooszee!!
-AAHHHHH!!!
-Jest! Jeszcze tylko...

-AAAAAAAA!!!!!!-krzyczała Leah.
-Gdzie ona jest? Musze do niej zejść!-Asha zeszła tylko trochę, ale nagle przybiegła Kiara z Kovu i Kiara złapała Ashę za kark.
-ASHA! Co ty robisz?
-Tam na dole jest Leah!!!
-Że co..??-Kiara spojrzała w dół, lecz nikogo nie widziała,.
-Czy to jakieś żarty? Tam nikogo nie ma!
-CO?! NIEEEEE!!!!
Wszyscy poszli do domu. Koda się schował.

Rozdział 6: Narodziny.

Następnego dnia Kovu i Kiara ogłosili, że chcą mieć dzieci,
-Na prawdę? To fajnie!-powiedział Kopa-Na pewno będziecie świetnymi rodzicami!
-Dziękuję, Kopa.-podziękowała Kiara.
-Kopa! Choć na chwilkę!-zawołała Vitani.
-O co chodzi?
-Czy nie sądzisz, że my też powinniśmy myśleć o dzieciach?
-Dlaczego?
-Bo...No, bo wiesz, jesteśmy królem i królową, więc...wypadałoby mieć dzieci... jako księcia..czy księżniczkę?-powiedziała Vitani trochę się wahając.
-Ta...Niezły pomysł...Ale radzę trochę poczekać.
-NA CO?!-zapytała Vitani donośnym głosem.
-Bo nie jestem na to gotowy!
-A musisz być na to gotowy?
-Pewnie, że tak! Tak samo ty!
-Ja jestem gotowa!
-Zobaczymy...-Kopa pożegnał Vitani i poszedł do jaskini.
Zapadł zmrok. To była cicha noc. Kiarze śnił się sen, w którym ma 1000 dzieciaków przez co była trochę zniechęcona. Lecz bardzo chciała. Vitani bardzo chce mieć dzieci, ale Kopa musi też chcieć. A na razie z tym zwleka. Rano Kion wybiegł na sawannę w poszukiwaniu jakiegoś celu, za którym by ganiał i przez przypadek podsłuchał jak Vitani rozmawia z  Kiarą.
-Hę? O czym one tam tak gawędzą?-Kion jest bardzo ciekawski.
-Kiara, nie sądzisz, że ja i Kopa bylibyśmy nie złymi rodzicami?
-Bylibyście na pewno nieźli! Czemu jeszcze ich nie macie?
-Bo Kopa się zastanawia.
-Ahh...On to będzie się długo zastanawiał...
-Skąd wiesz?
-Bo to mój brat, a on jest do mnie podobny.
-Kion też?
-Hmm..Nie wiem, z resztą...Porozmawiaj z Kopą, może się zgodzi na choćby jedno dziecko.
-Dobrze, lecę do niego!-Vitani pobiegła.
-Ohh....Viatni....Jak mogłaś.....:'( -Kion zasmutniał.
Za miesiąc, Kiara poszła do Rafikiego sprawdzić, czy jest w ciąży. Ostatnim razem jak złożyła u niego wizytę nie była zadowolona, bo niestety nie była w ciąży. Lecz teraz spełniło się jej największe marzenie!
-Kiara jest w ciąży!!!!!-krzyczał Kovu i biegał po całej Lwiej Skale.
-To wspaniale!!!!-powiedział Kopa.
-Świetnie! Na reszcie wam się udało!-krzyknęła zadowolona Vitani.
-Na pewno to będą prze-słodkie dzieciaczki!-powiedziała Nala.
Po dwóch miesiącach nadszedł czas.
-AAAAAHHhhhhh!!!! KOOOVUU!!!!!!
-Co? Już?NIE! GDZIE RAFIKI?! Lecę po Rafikiego!!!! Zaraz wrócę!!!!
-Ohhhh!!! Aaaaaaaa!AAAAa!!!! Pospiesz się!!!!!!!
Kovu pobiegł ile sił i przybiegł po chwili.
-Kiara? Wszystko w porządku?-zapytał zaskoczony Kovu.
-A jak ma być?!!???!!! AAAHHH!!!
Rafiki po chwili miał w rękach małego lewka koloru ciemno brązowego.
-Śliczny lewek!-lecz Kiara nie przestała krzyczeć.
-AAAAŁAAA! AAAHHH oooo!!!!
Rafiki zaważył i wziął w ręce małą lwiczkę koloru jasnobrązowego i wyją jeszcze jedną lwiczkę koloru jasno-złotego.
-Słodkie malce. To chyba wszystkie!-powiedział Rafiki do Kiary i Kovu.
U Kiary w łapach znalazł się lewek i dwie lwiczki.
-Może, ten lewek to będzie Koda?-zaproponował Kovu.
-Śliczne imię! Ta jasnobrązowa lwiczka to będzie Asha(czytaj asza).
-Hmmm...Ta jasnozłota wygląda jak mały Simba.
-Skąd wiesz jak wyglądał?
-Bo mi opowiadał, może to będzie Leah(czytaj lia)?
-Ohh! No to mamy imina dla naszych słodkich malców!