Asha oszołomiona poszła w głąb skał. Na szczęście nie była sama. Duch królowej Uru czuwał przy niej. Kovu na szczęście zobaczył żyjącą Ashę i powiadomił wszystkich.
-ASHA ŻYJE! ASHA ŻYJE!-krzyczały lwice po całej Skale.
-Co, Kion? Zależało ci?-odezwała się Leah.
-No wiesz, to w końcu rodzina...Jak się straci kogoś bliskiego, to...
-Jednak przeżyła i tak się cieszę!
-Muszę powiedzieć Fuli'emu. On przekaże reszcie, jest bardzo szybki...
-W końcu to gepard. Dobra na razie!
-Pa, nara!
Tymczasem Leah pobiegła do Mali.
-Cześć Mala!
-Cześć Leah!
-Asha żyje, wiesz?
-Oo!!! To super!!
-Hehe...Może się do niej wybierzemy?
-Ymm..Może potem...Może teraz musi odpocząć...
-No dobra..To co robimy?
-Haha! Berek!
-Co?-Leah się zamyśliła-Aaa, zaraz cię dorwę!-po chwili zaczęła się bawić.
-Heehehe! Jestem za szybkaa!-Mala i Leah się zatrzymały.
-O tak?
Leah zaczęła gonić Malę i po chwili dwie lwiczki wpadły w wysoką trawę i nie mogły siebie znaleźć. Mala to wykorzystała i uciekła, lecz niestety niedaleko. Leah szybko ją znalazła i dotknęła łapką.
-Berek!
-Och, już wystarczy!-Mala padała z sił.
-Hehe! Czyli to ja wygrałam!!! Hahahahaha!
-Nie podniecaj się tak. Jeszcze wygram.
-Już to widzę.